sobota, 1 marca 2014

Ze słabości do słodkości







Coraz trudniej już wmówić światu że koło ratunkowe, które znajduje się tam gdzie powinien być płaski brzuszek w stylu Chodakowskiej to ciągle efekt uboczny ciąży.
Kto czytał poprzednie wpisy, ten zna moją małą słabość, którą jest wieczorny romans sam na sam z muffinką.

Co wieczór dokładnie o godz. 19:15 kiedy to dzieci idą spać nawiedza mnie i to dacie wiarę?- w moim własnym domu!! pewien tajemniczy mały głód. I to nie taki zwyczajny, który da się złamać byle serkiem. Nie taki, nie taki!… nazwałabym go -słodkim głodem. I choć sama słodka jestem niesłychanie...to nie mogę mu się oprzeć.  I czuję się jak w kreskówce- na jednym ramieniu siedzi przepyszna muffinka, uśmiecha się do mnie, woła moje imię tak słodko jak tylko ona potrafi..a na drugim ramieniu siedzi Cichopkowa i powtarza: sexy mama! Sexy mama! O rany! co to za nierówna walka!
Kto wygrywa? zazwyczaj ta pierwsza..no bo przecież nałóg to straszny… a ja jako rasowy nałogowiec znajdę powód, żeby sobie uciąć ten wieczorny romansik . Powody dla których przegrywam walkę ze słodkościami są oczywiście bardzo ważne:
a) muffinka czekoladowa to samo zdrowie, źródło magnezu a ten jest konieczny dla utrzymania ciała i umysłu w formie- muszę być w formie, wszystko dla moich dzieci oczywiście!
b) muf finka czekoladowa- nie mogę jej zostawić do rana, bo moje dziecko może ją znaleźć i na pewno będzie chciało pochłonąć w całości a jest uczulona na czekoladę..co to,  to nie! nie mogę do tego dopuścić, zdrowie dzieci jest najważniejsze!
c) wyzwanie to ubranie- ze względu na ograniczoną ilość miejsca w mojej szafie (dzielę ją obecnie z dwiema babami) nie mogę sobie pozwolić na wymianę garderoby na taką o rozmiar mniejszą. Zresztą kupiłam niedawno nowe spodnie i muszę w nich dumnie pochodzić jeszcze przez jakiś czas, żeby ich zakup się zwrócił- logiczne prawda? Inaczej to czysta rozrzutność.

Czasami jednak na pomoc w walce ze słodkim głodem przychodzi mi wspaniała kobieta, matka, żona i… kucharka (też blogująca mama). Co rusz podrzuca mi słodkie i pyszne przepisy w wersji absolutnie light.  Na tym na dzisiaj poprzestanę ale o pewnej tajemniczej, blogującej kuchareczce jeszcze u mnie usłyszycie. Zdradzę tylko, że do tej pory pieczone jabłko kojarzyło mi się jedynie z dietą matki karmiącej- zdanie zmieniłam.

Wróćmy jednak do sedna sprawy. Romans, choć intensywny trwa bardzo krótko. Co się dzieje później? Wpadam w obsesję.
 Obsesję na temat swojej oponki i łapię  się na tym, że „bez wózka nie idę” (bo wiadomo, że spacerująca z gondolą kobitka z brzuszkiem to rzecz normalna) Gorzej jak ta sama kobitka musi wbić się w coś bardziej eleganckiego i wyjść w miejsce gdzie z wózkiem nie wolno lub nie wypada.
Jeżeli znany Ci jest wyżej opisany syndrom matki „wszystko przez ciąże” dołącz się do mojego mocnego postanowienia poprawy czyli: grzesz a później żałuj i … koniecznie odpracuj swoją chwilę słabości.
Najlepszy i zdecydowanie najprzyjemniejszy sposób na spalenie kalorii kobitki znacie? Hmm, uśmiechnęłaś się? a wiec znasz, na pewno znasz….

 No bo niby dlaczego odmówić sobie chwili przyjemności (czy też słabości) z ciasteczkiem?... na wszystko znajdzie się sposób… i to może być baaardzo przyjemny sposób… czego wam i sobie życzę…
 
Dzisiaj w rodzinnym albumie "na tapecie" Maja





Dzisiaj obiadu nie będzie wcale..ale..ale..są makaronowe korale!!!






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz