O tym że po narodzinach dziecka świat się zmienia pisało już
wielu (w tym ja, kto czytał ten pewnie wie)..ale czy zwróciliście uwagę na to
że zmienia się też mowa, a właściwie sposób mówienia? Oczywistym jest, że po
zmianie statusu z bezdzietnego na dzieciaty, ze słownika znikają wyrażenia
pokroju: jedwabisty, fur rwa itd. (szybki kurs poprawnej polszczyzny dostajemy
zaraz po tym jak nasze dziecko nie wiedzieć czemu i skąd powtarza słówka rodem
z ławeczki przed blokiem i to w najmniej odpowiednim momencie np. w kolejce w
sklepie).
To jest oczywista oczywistość ale czy zauważyliście, że nagle
zaczynacie zwracać się do siebie per „mama”?.
I tak mamy przez większość dnia: „mamusia
da Ci to, zrobi tamto, mamusia nie pozwala”… w efekcie mamusiowania zdarza mi
się powiedzieć do męża np. „podaj rączkę mamusi”, mąż chyba rozumie bo zwykle
odpowiada: „dobrze Kamilko, podaj rączkę tatusiowi” (grunt to porozumienie w
związku). Bycie mamusią i tatusiem na
cały etat to jeszcze nic, najlepszy jest awans z liczby pojedynczej do liczby
mnogiej. I tak wszystko co przeżywa, posiada i czyni Twoje dziecko nagle staje
się Twoim udziałem. I tak w rozmowie z przyjaciółką informujesz ją, że „właśnie
mamy katar”, „właśnie udało nam się zrobić siusiu do nocniczka”, „wyrosła nam
górna trójka” …….. i tutaj bezdzietny zastanawia się jak udaje Ci się sikać na
nocnik i czy mówiąc o górnej trójce na pewno masz na myśli zęby ... i takie to
na placach zabaw toczą się rozmowy i chociaż obiecywałam sobie będąc w ciąży,
że ja tak nie będę to dzisiaj wiecie co?... zjadłyśmy gotowaną marchewkę z
dynią.
Przed narodzinami dziewczynek obiecywałam sobie również, że
nie ma opcji „gęgania” i „gugania” do dziecka, bo przecież trzeba od początku
dawać przykład… ale nie da się, no nie da się… „Zosiunia a kto tu ma takie
ślićniusie rąciusie? A gu gu gu… pańcinko malusia mamusi lalusia” I tak właśnie
wychodzi ze mnie matka wariatka i powstrzymać się nie mogę. I schrupać mam
ochotę te małe stópeczki, które w nocy potrafią doprowadzić mnie do szału, bo
kiedy ulegam leniowi i zabieram małą do naszego łóżka, zawsze działają niczym
koparko-spycharka i chcę czy nie chcę znajduję się zwinięta w kłębek w rogu
łóżka …w przeciwległym narożniku leży Pan tata a rączusie i nóżusie mają cały
środek łóżka tylko dla siebie- bo przecież JA TU RZĄDZĘ!
No to tyle na dzisiaj, z okazji weekendu miałyśmy wam
pokazać kolejne miejsce z cyklu Kraków dla maluszka ale niestety gorączka po
szczepieniu zepsuła plany. Tak więc będzie ‘gotowanie na ekranie’ a w nim
sposób na zalegające w domu banany. Nie wiem jak wam ale mi zdarza się kupić
ich od czasu do czasu za dużo (ach! te promocje w biedronce) z głupoty położyć
je w towarzystwie jabłek..i masz babo placek (albo placki)..na drugi dzień banany
stają się już lekko przejrzałe.
Wtedy to najlepiej zrobić z nich placuchy, którymi zajadają
się nie tylko najmłodsi członkowie naszej biedronkowej drużyny. Przypominają
klasyczne racuchy, które pamiętam z dzieciństwa.
Potrzebujemy:
Banany 1-2 (ile mamy tyle damy)
Pół szklanki płatków owsianych
Woda/mleko (do zalania płatków)
Jajo
3 łyżki mąki (może być pełnoziarnista)
Opcjonalnie łyżka cukru (dla mnie banany są wystarczająco
słodkie ale męska część rodziny domagała się posłodzenia)
Cynamon
Oliwa do smażenia
Płatki owsiane wsypujemy
do miseczki i zalewamy wodą (ja zalewam wrzątkiem można też zalać mlekiem) woda
powinna tylko przykryć płatki, odstawiamy na kilkanaście minut do czasu aż
płatki wchłoną cały płyn. Banany rozgniatamy widelcem i łączymy z pozostałymi
składnikami: płatki, jajo, mąka, cynamon, cukier i całość mieszamy. Ciasto
powinno mieć konsystencję jak na racuchy czyli gęstej śmietany. Jak zwykle nie
jestem w stanie dokładnie podać proporcji bo u mnie wszystko na oko (następnym
razem się poprawię). Placki smażymy na średnim ogniu do zarumienienia z jednej
i drugiej strony (około 1-2min.). Gotowe placki można posypać cukrem pudrem lub
polać miodem (Maja uwielbia), polać musem owocowym np. z malin (mniam mniam)
albo zjeść z jogurtem ( to mój wybór)
SmacznegoJ
Fotek z tworzenia nie mamy więc podzielimy się z wami
ujęciami z urodzin mojej chrześnicy Kornelki.
Nasza solenizantka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz