niedziela, 2 marca 2014

Ach śpij kochanie...



Pisząc tego posta o 4 nad ranem wiem tylko jedno, ten kto wymyślił powiedzenie: spać jak dziecko..z całą pewnością nie miał dzieci. Widzieliście w sieci filmik w którym ojciec, chcąc nauczyć dziecko spać samodzielnie w łóżeczku sam się do niego kładzie? tak, tacy właśnie są rodzice, którzy wkraczają w etap nauki zasypania swojej pociechy. Z rozsądnych, trzeźwo myślących rodziców zmieniają się w totalnych krejzoli, którzy w myśl zasady tonący brzytwy się chwyta, potrafią pokusić się o każdy, nawet najbardziej absurdalny pomysł byleby mieć możliwość się wyspać.  I tak to właśnie super tata zmienia się w super wariata (to samo dotyczy szanownych mam).  Rodzice w akcie desperacji potrafią uaktywnić w sobie nieznane dotąd pokłady kreatywności i prześcigają się w pomysłach jak uspać swojego aniołka. Krążą mity i legendy o skutecznych metodach  na walkę  rodzic kontra : (nie)śpiące dziecko , bo w końcu tyle sposobów  ilu rodziców,  ale łączy ich jedno.  Każdy z nich przed narodzinami potomka był pewny, że kto jak kto ale moje dziecko będzie spało samodzielnie we własnym pokoiku we własnym łóżeczku. Życie, ach życie… Niezastąpioną bronią staje się oczywiście suszarka, której dźwięk jest już nagrany na Youtube a z każdą kolejną nocką ilość wyświetleń rośnie. Podobnie działa okap w kuchni i odkurzacz. Lulanie, bujanie i inne wymachiwanie dzieciakiem jest ostatnio passe więc rodzic się nie przyzna, że stosuje ten ułatwiacz, ale wiadomo jaki jest pierwszy odruch,  kiedy  chcemy uspokoić bobasa. Do legendy przeszła już metoda samochodowa, która to polega na zapakowaniu w fotelik samochodowy osobnika, któremu chcemy zapewnić zdrowy, spokojny sen i krótkiej przejażdżce (rundka lub dwie ) dookoła osiedla. Najlepiej w tej metodzie sprawdzają się pojazdy  z silnikiem diesla starszej generacji, których klekot i dodatkowe drgania przyspieszają osiągnięcie celu. Problem pojawia się w zimie, kiedy to w grę wchodzi dziecięcy kombinezon i diesel, który nie chce odpalić.
Mądre książki głoszą, że najważniejsze przy nauce zasypiania są rytuały. I tak dwulatek (a jakże!) swój rytuał ma. Polega on na kilku próbach zwabienia rodzica do łóżeczka wołając o piciu, siku a w desperacji nawet pokusi się  o przebiegłe „ mamuś, tatuś ałć boli”. Taki dwulatek wie (najprawdopodobniej z poczty pantoflowej na placu zabaw, bo przecież nie z fb), że każdy rodzić da się na to nabrać. Później wyżej wspomniane dwulatki śmieją się z nas, rodziców zatroskanych , a my nieświadomi wszystkiego kolejny raz dajemy się zmanipulować i potulnie przybiegamy do łóżeczka pociechy wołającej o ratunek.
 Jak się sprawa ma w przypadku dzieci rok po roku? A tu sytuacja już się nieco komplikuje…  Jedno budzi się co trzy godziny, drugie chciałoby już spać, ale podświadomie wie, że za 3 godziny rozpoczyna się piżama party więc czuwa na wszelki wypadek.
Podejmujemy jednak nieustannie próby pogodzenia się z sytuacją wspólnej sypialni. I tak regularnie w odstępach czasu mniej więcej trzygodzinnych  patrzymy na  świeżo nakarmione niemowlę, które to z resztkami mleka w kącikach ust sprawia wrażenie już twardo śpiącego. Odkładamy je w pośpiechu do łóżeczka ( a wszystko to przypomina grę w bierki, czyli zero zbędnych ruchów), dla pewności warujemy jeszcze przez chwilę przy łóżeczku (oczywiście udając martwego bo wiadomo, że dziecko zaraz wyczuje najmniejszy ruch z naszej strony więc nie ma co ryzykować ). Po chwili jesteśmy przekonani, że bobas śpi. Udało się! z radością wracamy do swojego łóżka gdzie czeka na nas poduszeczka, kawałek kołderki i oczywiście misiaczek wtulaczek , zamykamy powieki (przez chwilę jeszcze nasłuchujemy czy małe oddycha bo przecież nigdy nic nie wiadomo) i wiemy, że to jest ten moment- śpi! A jednak… Nic bardziej mylnego, dziecko (a przynajmniej moje dzieci) mają chyba genetycznie zaprogramowany sensor, który każe im się obudzić zaraz po tym jak a) zrobię sobie kawę b)chwilę po tym jak położę się do łóżka. Cholera! ..to pierwsze co przychodzi mi na myśl. Z prędkością światła znajduję się znowu w okolicy łóżeczka aby zapobiec katastrofie w postaci obudzonej siostry (wtedy to już imprezę można uznać za otwartą). Podaję smoczek, szeptam ciii ciii..aaa..aaa.. lub inne zaklęcie… po chwili wracam do łóżka i..oczywiście sytuacja powtarza się jeszcze od kilku do kilkunastu razy. Za każdym razem tłumaczę sobie, że wstanie z łóżka oznacza wprawienie w ruch mięśni brzucha więc to sama korzyść z tego.   Rankiem po serii takich ćwiczeń obiecujemy sobie, że odeśpimy wszystko na pierwszej drzemce malucha, w rzeczywistości okazuje się to zbędnym luksusem bo przecież jest jeszcze tyyyle do zrobienia……..
  To co wyżej napisano potraktujcie trochę z przymrużeniem oka. Dzieci można nauczyć samodzielnego zasypiania i tym samym podarować im spokojny i zdrowy sen. Maja w wieku około 8 miesięcy przeszła „szkolenie” w myśl zasad zapożyczonych z książki „Uśnij wreszcie”. W ciągu kilku dni nauczyła się spokojnie zasypiać, nie obeszło się bez fali buntu ale policji nie wezwano. Warto spróbować, jako mama szczerze polecam metodę, chociaż każdy rodzic ma prawo wyboru i powinien w tych sprawach kierować się własną intuicją . Teraz czas na Zosię. Pierwsze udane próby ma już za sobą, niestety Sofijka się nam trochę pochorowała wiec na czas rekonwalescenci wylądowała w łóżku mamy i taty.


Z cyklu album rodzinny:












Brak komentarzy:

Prześlij komentarz