Należę do matek, które starają się wychować swoje dzieci
głównie przez system pochwał i nagród, jednak „kara” w postaci kąta mojej
dwulatce jest nieobca. Głównie trafia tam za uderzenie mamy czy siostry, dwa
ostrzeżenia- brak reakcji- kara.
Dzisiaj jednak trafiłam tam ja! Zostałam tam zaprowadzona
przez własne dziecko!.
Taka oto sytuacja: Godziny poranne, młodsze bejbi śpi,
starsze ma matkę dla siebie. Wykorzystując chwilę, kiedy to tylko jedną rękę
mam zajętą postanowiłam „obgadać” z przyjaciółką kwestię sobotniej opieki nad
moimi pociechami. Jako, że ukochana ciocia Mai jest z natury tych zajętych,
żeby jej nie przeszkadzać w pracy telefonem- piszę smsy. Maja w tym czasie cały
czas podsuwa mi nowe zabawki i co rusz stara się zwrócić na siebie uwagę np.
ubierając moje buty i testując wytrzymałość obcasów przy uderzeniu nimi w
podłogę. Staram się jednocześnie pisać i okazywać zainteresowanie wyczynami
mojej dwulatki. Ta jednak nie daje za wygraną i dalej domaga się całkowitej uwagi
( ja jednak zmuszona jestem dokończyć rozmowę bo czytam w smsie, że cioci zapomniało
się o sobotnim dyżurze przy dziecku) Cały czas dziecko słyszy więc od matki: „Już,
zaraz, poczekaj tylko napiszę..”
Maja nadal usiłuje oderwać mnie od telefonu i tym razem
dostaję po głowie klockiem (czerwonym).
Tak więc po 2 ostrzeżeniach, podchodzi
do mnie, bierze za rękę, prowadzi do kąta i krzyczy: KAJA! (czyt. Kara!)
Hmm..trochę zgupiałam pytam więc za co mam karę?
Maja: „Nie pisz!”… „Nie tejefon!”
Mama: Oops… no tak nie słuchałam dziecka- zostałam ukarana.
I tak stojąc w kącie, miałam czas na przemyślenie co
zrobiłam źle i jak bardzo dziecko potrafi naśladować swoich rodziców.
Dlaczego o tym piszę? Bo w tym oto momencie, stojąc w kącie
uświadomiłam sobie oczywistą oczywistość, że dzieci jednak wychowuje się głównie
przykładem. I nie ważne czy mają kilka czy kilkanaście a może tylko dwa lata.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz