Miałam już nie zamieszczać tego posta ze względu na lekkie „przeterminowanie” tematu , jednak jak
obiecałam tak zrobię- a więc krótkie wspomnienie ze święta Pana Taty w naszym
domowym królestwie…
(Ostrzeżenie: post lekko przydługawy, dla wytrwałych i
zdecydowanie dla tych, którzy w ostatnim miesiącu w wyszukiwarkę Google z różnych powodów wpisali: „Dzień Taty pomysły”.
)
Dzień Taty podobnie jak Dzień Mamy czy Dzień Dziecka był w
naszym zwariowanym domu obchodzony jako święto poważnej wagi, niemalże wagi
Państwowej i chociaż ustawowo nie jest to dzień wolny od pracy to zaplanowany
był ze szczególną starannością.
Hmm... Tylko co tu przygotować? wierszyka żadna nie powie, na układ
taneczny nie ma co liczyć. A więc plan był prosty: Zróbmy teatr!
Do wykonania zadania potrzebujemy:
Bilet wstępu, pomalowany farbkami
Pacynki wykonane z rolek po papierze toaletowym
Instrumenty muzyczne na których potrafi zagrać 8miesięczna Zosia, również własnoręcznie wykonane (zresztą
podobnie jak cała reszta)
Deska do prasowania+ koc, jako scena
Losy na loterię
Jako prezent tata dostał własnoręcznie wykonaną koszulkę.. z
braku możliwości udania się na zakupy natury ciuchowej- metamorfozie została
poddana górna część od piżamy. Za pomocą farbek do odzieży zostały odbite na
niej rączki i nóżki i fantazyjnie (nie żeby odpustowo) fantazyjnie pomalowane
ciapki. Wszystko oczywiście wykonane przez dziewczyny samodzielnie. Malowanie siostrze
stóp zakończyło się krzykiem i wrzaskiem o więcej, więc jakby ktoś chciał
koszulkę z nadrukiem małych stóp to są chętne aby ją wykonać
(Zdjęcia wykonane z telefonu nie oddają uroku ciuszka)
W idealnym świecie ( jak odbyło się to w moim świecie
czytajcie dalej) plan był taki:
1. Przychodzi tata z pracy, dzieci wręczają mu prezent
w postaci własnoręcznie zrobionej koszulki oraz bilet do teatru im. „Tysiąca
wzruszeń” na spektakl pt: „Tata mój bohater”.
2.
Główną
rolę w przedstawieniu grają dwie pacynki pszczółka i żabka. Zwierzątka wybrane
celowo, ze względu na umiejętność „kumkania i bzyczenia” jaką posiada już
dwulatek, scenariusz napisany przez mamę. Spektakl opowiada o bohaterze jakim
jest nasz Pan Tata (scenariusza nie będę zamieszczać i tak post jest już bardzo
długi)
W trakcie spektaklu dwulatek siedzący za deską do prasowania
przykrytą kocem, powinien co jakiś czas wydać z siebie dźwięk: bzz lub kum kum
i w ten sposób aktywnie brać udział w przedstawieniu
3.
Po przedstawieniu dwójka do pary zaczyna śpiewać
(no dobra matka śpiewa, dzieci grają na grzechotkach zrobionych z kubków,
groszku i bibuły) Zaczynamy więc śpiewać piosenkę o tacie (jedyną jaką znam) „Dziękuję
Ci tato za wszystko co robisz (…) bardzo Cię kocham i potrzebuję”. Tata się
wzrusza, dzieci przygrywają (Zosia również macha ochoczo grzechotką) … piękny
obrazek.
4.
Na koniec loteria (jako, że Pan tata lubił w
dzieciństwie losy na loterii dajemy mu szansę wielkiej wygranej (oczywiście w
każdym losie jest to samo czyli: buziaki od Mai i Zosi)
KONIEC
Nie za długo, nie za krótko, tak żeby dwulatek i
8-miesięczna dama były w stanie wytrzymać i czynnie brać udział nie tylko w
przygotowaniach ale również w spektaklu.
Tak więc przygotowana i nawet lekko podniecona faktem
pierwszego wspólnego występu, czekałam na bohatera dzisiejszej uroczystości,
oczekując jednocześnie łez wzruszenia i takich tam innych ckliwości…ale… jako,
że u nas nie może być normalnie a już na pewno nie może być zgodnie z planem,
bo przecież „taki mamy klimat” scenariusz wyglądał tak:
Wchodzi tata do mieszkania, czekamy całą trójką w drzwiach,
dziecko radośnie biegnie wręczyć mu bilet do teatru i… i tu się kończy
zaplanowany misternie plan bo tata w ręku ma paczkę paluszków juniorków, które
dwulatek koniecznie chce zjeść i to koniecznie teraz!
Na nic moje prośby, że przecież mamy przygotowaną niespodziankę
dla taty… bilet zostaje rzucony pod nogi i następuje etap wymuszania paluszków…
kiedy już dwulatek dostaje czego chciał, wręcza tacie koszulkę i z buzią pełną
paluszków informuje, że to jego dzieło.
Tata lekko ogłupiały stoi w drzwiach i nie wie czy ma ściągać buty czy ubierać
koszulkę i wygląda też na lekko głodnego.
Jako reżyser całego przedstawienia staram się zdyscyplinować
aktorkę pierwszoplanową, zabrać jej paluszki i namówić jednak na pełne wzruszeń
przedstawienie. Kiedy to udało się już całej trójce zasiąść po drugiej stronie,
przygotowanej z deski do prasowania sceny, Maja wydaje z siebie dźwięk: KUM KUM i.. i to
by było na tyle, ponieważ wybiega zza sceny informując nas, że chce oglądać
bajkę w TV i jeść paluszki_KONIECZNIE!
Przedstawienie zatem odbywa się bez jednej aktorki, która
zasiadła przed TV i domaga się bajki, ale druga na szczęście pozwala dokończyć spektakl. Na
koniec piosenka: i tutaj młodsze pokolenie radośnie bierze do ręki
własnoręcznie wykonane instrumenty, matka śpiewa niczym diva „Dzękuję Ci tato…”
a dziecko w tym czasie… zjada instrument. Słyszę tylko wołanie Pana taty: „Kamila
ona ma cała zieloną buzię!”… Oops nie pomyślałam, że zielona bibuła może
zafarbować całą mała i uroczą buźkę..
…w tych to okolicznościach oczywiście nie dokończyłam
piosenki o tacie…
Na koniec tata dostał
jednak masę zielonych buziaków a na bis buziaki z resztkami paluszków w tle.
No ale jak to mówią: Liczą się chęci.
(Jakość zdjęcia fatalna ale nie mogłam się powstrzymać)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz