czwartek, 3 lipca 2014

Święto Pana Taty




Miałam już nie zamieszczać tego posta ze względu na  lekkie „przeterminowanie” tematu , jednak jak obiecałam tak zrobię- a więc krótkie wspomnienie ze święta Pana Taty w naszym domowym królestwie…

(Ostrzeżenie: post lekko przydługawy, dla wytrwałych i zdecydowanie dla tych, którzy w ostatnim miesiącu w wyszukiwarkę  Google z różnych powodów wpisali: „Dzień Taty pomysły”. )

Dzień Taty podobnie jak Dzień Mamy czy Dzień Dziecka był w naszym zwariowanym domu obchodzony jako święto poważnej wagi, niemalże wagi Państwowej i chociaż ustawowo nie jest to dzień wolny od pracy to zaplanowany był ze szczególną starannością.

Hmm... Tylko co tu przygotować? wierszyka żadna nie powie, na układ taneczny nie ma co liczyć. A więc plan był prosty: Zróbmy teatr!

Do wykonania zadania potrzebujemy: 

Bilet wstępu, pomalowany farbkami






Pacynki wykonane z rolek po papierze toaletowym









Instrumenty muzyczne na których potrafi zagrać 8miesięczna Zosia, również własnoręcznie wykonane (zresztą podobnie jak cała reszta)






Deska do prasowania+ koc, jako scena

Losy na loterię


Jako prezent tata dostał własnoręcznie wykonaną koszulkę.. z braku możliwości udania się na zakupy natury ciuchowej- metamorfozie została poddana górna część od piżamy. Za pomocą farbek do odzieży zostały odbite na niej rączki i nóżki i fantazyjnie (nie żeby odpustowo) fantazyjnie pomalowane ciapki. Wszystko oczywiście wykonane przez dziewczyny samodzielnie. Malowanie siostrze stóp zakończyło się krzykiem i wrzaskiem o więcej, więc jakby ktoś chciał koszulkę z nadrukiem małych stóp to są chętne aby ją wykonać

(Zdjęcia wykonane z telefonu nie oddają uroku ciuszka)







 


W idealnym świecie ( jak odbyło się to w moim świecie czytajcie dalej) plan był taki: 

1. Przychodzi tata z pracy, dzieci wręczają mu prezent w postaci własnoręcznie zrobionej koszulki oraz bilet do teatru im. „Tysiąca wzruszeń” na spektakl pt: „Tata mój bohater”. 

2.        Główną rolę w przedstawieniu grają dwie pacynki pszczółka i żabka. Zwierzątka wybrane celowo, ze względu na umiejętność „kumkania i bzyczenia” jaką posiada już dwulatek, scenariusz napisany przez mamę. Spektakl opowiada o bohaterze jakim jest nasz Pan Tata (scenariusza nie będę zamieszczać i tak post jest już bardzo długi)

W trakcie spektaklu  dwulatek siedzący za deską do prasowania przykrytą kocem, powinien co jakiś czas wydać z siebie dźwięk: bzz lub kum kum i w ten sposób aktywnie brać udział w przedstawieniu

3.       Po przedstawieniu dwójka do pary zaczyna śpiewać (no dobra matka śpiewa, dzieci grają na grzechotkach zrobionych z kubków, groszku i bibuły) Zaczynamy więc śpiewać piosenkę o tacie (jedyną jaką znam) „Dziękuję Ci tato za wszystko co robisz (…) bardzo Cię kocham i potrzebuję”. Tata się wzrusza, dzieci przygrywają (Zosia również macha ochoczo grzechotką) … piękny obrazek. 

4.       Na koniec loteria (jako, że Pan tata lubił w dzieciństwie losy na loterii dajemy mu szansę wielkiej wygranej (oczywiście w każdym losie jest to samo czyli: buziaki od Mai i Zosi)

KONIEC
Nie za długo, nie za krótko, tak żeby dwulatek i 8-miesięczna dama były w stanie wytrzymać i czynnie brać udział nie tylko w przygotowaniach ale również w spektaklu.

Tak więc przygotowana i nawet lekko podniecona faktem pierwszego wspólnego występu, czekałam na bohatera dzisiejszej uroczystości, oczekując jednocześnie łez wzruszenia i takich tam innych ckliwości…ale… jako, że u nas nie może być normalnie a już na pewno nie może być zgodnie z planem, bo przecież „taki mamy klimat” scenariusz wyglądał tak:

Wchodzi tata do mieszkania, czekamy całą trójką w drzwiach, dziecko radośnie biegnie wręczyć mu bilet do teatru i… i tu się kończy zaplanowany misternie plan bo tata w ręku ma paczkę paluszków juniorków, które dwulatek koniecznie chce zjeść i to koniecznie teraz!

Na nic moje prośby, że przecież mamy przygotowaną niespodziankę dla taty… bilet zostaje rzucony pod nogi i następuje etap wymuszania paluszków… kiedy już dwulatek dostaje czego chciał, wręcza tacie koszulkę i z buzią pełną paluszków informuje,  że to jego dzieło. Tata lekko ogłupiały stoi w drzwiach i nie wie czy ma ściągać buty czy ubierać koszulkę i wygląda też na lekko głodnego.
Jako reżyser całego przedstawienia staram się zdyscyplinować aktorkę pierwszoplanową, zabrać jej paluszki i namówić jednak na pełne wzruszeń przedstawienie. Kiedy to udało się już całej trójce zasiąść po drugiej stronie, przygotowanej z deski do prasowania sceny,  Maja wydaje z siebie dźwięk: KUM KUM i.. i to by było na tyle, ponieważ wybiega zza sceny informując nas, że chce oglądać bajkę w TV i jeść paluszki_KONIECZNIE!

Przedstawienie zatem odbywa się bez jednej aktorki, która zasiadła przed TV i domaga się bajki, ale druga  na szczęście pozwala dokończyć spektakl. Na koniec piosenka: i tutaj młodsze pokolenie radośnie bierze do ręki własnoręcznie wykonane instrumenty, matka śpiewa niczym diva „Dzękuję Ci tato…” a dziecko w tym czasie… zjada instrument. Słyszę tylko wołanie Pana taty: „Kamila ona ma cała zieloną buzię!”… Oops nie pomyślałam, że zielona bibuła może zafarbować całą mała i uroczą buźkę.. 

…w tych to okolicznościach oczywiście nie dokończyłam piosenki o tacie…

 Na koniec tata dostał jednak masę zielonych buziaków a na bis buziaki z resztkami paluszków w tle.

No ale jak to mówią: Liczą się chęci.




(Jakość zdjęcia fatalna ale nie mogłam się powstrzymać)


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz