Sto lat, sto lat.. taka oto muza towarzyszyła nam przez
poprzedni weekend a wszystko za sprawą JEJ WYSOKOŚCI ZOSI.
Panienka Sofijka oto śmiała bowiem dorosnąć, skończyć rok i z tej okazji wyprawić
przyjęcie. Jej poddani ciężko pracowali żeby dzień miał swoją rangę- co
najmniej królewską.
Dzielimy się zatem z Wami naszą radością i krótkim reportażem
z przygotowań. Impreza odbyła się w gronie najbliższej rodziny, więc większość
zdjęć zostawiamy w albumie rodzinnym, ale zasypiemy was fotami naszych pomysłów na
budżetową wersję dekoracji urodzinowych, które „współtworzył” nasz osobisty,
domowy dwulatek:):)
Będzie więc dziecinnie prosto…
A zatem bez zbędnego komentarza:
Całą robotę właściwie zrobiły naklejki z logo „JEJ WYSOKOŚĆ
ZOSIA”. Koszt ich wykonania to, w zależności od drukarni około 1,80zł za stronę
A4-… śmieszne?..no mi wydało się śmieszne -zwłaszcza, że można z nich wyczarować
klimat na urodzinowym stole, z lekkim przymrużeniem oka:):)..
Logo zostało zapożyczone
od Disneya, który stworzył nową księżniczkę, na nasze szczęście nazwał ją Zosią
i TADAAAM! Jedyne co musiałam zrobić to zlecić wydrukowanie loga na papierze
samoprzylepnym. Z jednej kartki A4 miałam ok. 20 naklejek a potem poszło już
gładko.
Naklejki Zosi znalazły się na napojach (brak lokowania
produktu) i słomkach do napojów.
Ozdobiłyśmy nimi również słoiki, które posłużyły nam za pudełka na słodkości i cuksy w galaretce, którymi przez cały poranek dzielnie zajmowała się Maja.. nie wiedzieć jednak czemu, do czasu przybycia gości połowy nie było…hmm..podobno jaki kto do jedzenia taki do roboty..
Hitem okazał się tort, który nie tylko był przepiękny,
dopracowany w każdym szczególe, ale również naprawdę pyszny. Autorka dzieła to
prawdziwa czarodziejka.. zresztą zajrzyjcie do jej galerii (TUTAJ) to sami się
przekonacie..cud, miód i pychota. My wybraliśmy podobiznę UKIEGO, który nie raz
pomaga mi ugotować obiad.. że niby wasze roczne dzieci nie oglądają TV?!?...
moje też miały nie oglądać.. i przysięgam, nie wiem kiedy to się stało, ale w realnym życiu wygląda to mniej więcej tak:
Na jednym palniku mam makaron, który sam próbuje się dostać do gotującego się obok
rosołu, tworząc tym samym coś na podobieństwo wylewającego się wulkanu, prawą
ręką staram się obierać ziemniaki, lewą ogórki na mizerię a nogą ścierać „obierki” po marchewce, które
chętnie z podłogi zjada raczkujące bobo..a i przy okazji pilnuję gorącego
piekarnika, coby bobo się nie poparzyło.. tak to właśnie w takich chwilach proszę
UKIEGO o pomoc... i tak- moje dzieci oglądają bajeczki w TV i tak.. uwielbiają to:):)
Tak więc UKI w całej okazałości swej, dziełem sztuki zgodnie okrzyknięty o smaku prince-polo ..mniam:)
Ale wracając do urodzin.. słodkości było więcej. Jednym ze
słodkich prezencików były babeczki bananowo-czekoladowe cioci Kasi. Przepis znajdziecie na blogu
cioci Kasi o słodkim tytule: SŁODKIE ZDANIA
Babeczki zdobiły chorągiewki zrobione,
a jakże.. z wydrukowanych wcześniej naklejek.. wystarczyło je wyciąć i do
środka włożyć wykałaczkę- proste i królewskie słodkości gotowe.
Pan Tata też twórczo włączył się w przygotowania i zaprojektował
tabliczkę informacyjną o naszej księżniczce, wydrukował (koszt formatu A3 ok. 5zł)
i oprawił w ramkę, którą mieliśmy w domu. Tabliczka nadała się nie tylko do
dekoracji ale również do pamiątkowych zdjęć solenizantki i jej szanownych gości:)
Na ścianie pojawiła się też girlanda. Wycięte z papieru
trójkąty, powieszone na wstążce, do tego na spinaczach przypięte pierwsze skarpetusie
Zosi, bodziaki w rozm. 52 i pierwsza czapeczka..koszt ciężko oszacować,
ponieważ wydrukował nam to niezastąpiony wujek Michał. Wystarczyło wyciąć- powiesić- gotowe.
Był i tron jak na księżniczkę przystało. Zrobiony z krzesełka
do karmienia przykrytego firanką, z tektury w kolorze złotym (taką sprzedano
Panu Tacie, ja jednak się upieram, że obok złotego to ona nie stała- szczegół).
Paier w kolorze złotym ok. 1.50zł. – korona przywiązana kawałkiem organzy.
Koronę można śmiało ozdobić klejnotami i brokatem co z pewnością ucieszyłoby
dwulatkę.. my z racji wysprzątanej już wcześniej
komnaty..zwyczajnie zrezygnowaliśmy z tej frajdy.
Strój iście królewski i mega cukierkowy..czyli klasyka
pierwszych urodzin..tiulowa spódniczka..kotylion z „jedynką” i bluzeczka
okolicznościowa, która była prezentem od ukochanej cioci.
Na koniec o pomponach słów kilka, które dumą napełniły
rodzinę zdecydowanie nieperfekcyjną. Tak prosta rzecz a cieszy..oko cieszy. Ci
co szukali kiedyś pomponów z tiulu wiedzą, że koszt z dostawą to ok. 30zł za
jedną sztukę!- tak jedną sztukę! Pomyślałam..nie ma mowy..będę jak Pan robótka-
zrobię sama. Rolkę tiulu kupiłam za ok. 3,50zł. Czytanie instrukcji zajęło mi
więcej czasu niż samo zrobienie pompona.. dziecinnie proste (dowód na
zdjęciach) a efekt gwarantowany. Wystarczy tiul (najlepiej 2 rolki na 1 pompon)
tektura, wstążeczka, nożyczki..ciach ciach- gotowe! (niestety zdjęcia nie
oddają całego uroku a szkoda bo efekt uroczy-polecam również jako dekorację
pokoju dziecięcego- ja takiego nie posiadam więc moje wiszą w kuchni..a co!!)
Ale i tak najważniejsze było o godz. 6 rano- dnia następnego powiesić pranie razem z babcią:)
No to tyle na dzisiaj:) Jej Wysokość Zosia i jej poddani meldują wykonanie zadania.
Genialne urodzinki, bardzo ładny wystrój, na pewno dużo się napracowałaś. Jakbyś szukała następnym razem jakiegoś prezentu dla swojego maluszka to zapraszam do mnie na Asport-Junior.pl ;)
OdpowiedzUsuń