W poprzednim odcinku perypetii dwójki do pary było coś niecoś
o zakupach, dzisiaj słów kilka na temat pory karmienia w naszym crazy świecie. Nie wiem jak wygląda schemat karmienia w zoo
ale obawiam się, że w mojej rodzinie może być podobny.
Zakupy zrobione a więc do dzieła! Z natury należę do matek
gotujących raczej z przymusu, rzadziej z
przyjemności, a to głównie za sprawą menu niczym z restauracji. Do wyżywienia
jest czwórka, niby niewiele..ale.. ale największe dziecko na obiad musi mieć
koniecznie mięso, bo zupa to dla niego nie obiad i zawsze po zupce pada
pytanie: „a co dziś na obiad kochanie?”. Drugie dziecko alergiczne i większość
potraw zakazana, najmłodsze dziecko na etapie papek, ciapek no i jeszcze głodna
ja!
Na temat procedury przygotowania menu nie będę się rozpisywać,
można sobie wyobrazić jak wygląda obieranie marchewki z jedną damą na ręku i
drugą u nogi. W pogotowiu czeka na szczęście pralka do naczyń, zwana potocznie
zmywarką, z której wyciąganie umytych łyżek i widelców jest nie lada frajdą dla
dwulatka, więc zyskuję tym samym jakieś dodatkowe 17 minut na obranie również
ziemniaków i przygotowanie całej reszty. Gdy obiad jest już gotowy czuję się
jak bohaterka we własnym domu, chociaż wiem, że to nie koniec.
Wszystko komplikuje się bowiem z chwilą, kiedy trzeba nakarmić
dwójkę jednocześnie, gdzie jedno stanowczym głosem woła „mama! mniam mniam”,
drugie jeszcze bardziej stanowczym głosem woła „Aaaa, ghhhh, aaa”. W idealnym
świecie wszyscy zasiadamy do stołu i jak cywilizowani biali ludzie,
przypominający tych z seriali, gdzie dzieci są śliczne i czyste(!), zjadamy w
spokoju obiad. Póki co w moim świecie wygląda to zgoła inaczej i nie wiem kogo nakarmić najpierw, bo każda z
moich księżniczek jest najgłodniejsza i zdecydowanie głodniejsza od siostry.
Walka zaczyna się już na etapie krzesełka do karmienia,
które z racji ograniczonej przestrzeni jest jedno. Majka oczywiście dorosłą
jest, wszystko śama śama, koniecznie chce siedzieć jak równy nam biesiadnik
przy stole, na dorosłym krześle.. ale kiedy tylko Zosia zajmuje krzesełko do
karmienia – odzywa się w Mai dzidziuś, który koniecznie musi być karmiony i to
koniecznie w krzesełku. I tu korzystając z okazji pojawia się wykład
rodzicielski na temat dzielenia się.. efekty bywają różne. Przyjmijmy jednak wariant optymistyczny, gdzie dwójkę
mamy już przy stole.
Podano do stołu… Maja uważnie bada ogląda i zawsze ale to
zawsze informuje- „gorące”(!) Nawet banan prosto z lodówki jest „gorący” wiec
chucham i dmucham zupkę podaną. Między
czasie karmię Zosię ale okazuje się, że wykład o dzieleniu był tak przejmujący,
że Maja postanawia podzielić się swoją zupką z młodszą siostrą. Chlup..chlup… zupka
ląduje w okolice siostry… Ojoj woła Maja cała uśmiechnięta, że udało się zrobić
taki śmieszny psikus. Rozbawia to też Zosie, więc wydając z siebie dźwięk Pff..haha..pff-
papka ciapka, czyli Zośkowa zupka ląduje prosto na mojej twarzy i włosach.
Efekt tego taki, że często idąc na spacer zastanawiam się:
a)
Czy nie mam na tyłku ciastoliny
b)
Czy nie mam na włosach resztek zupki
c)
Czy założyłam skarpetki do pary?
Nic jednak nie denerwuje mnie bardziej niż magiczne; „Nie ciem”!!Grr..
pół dnia przy garach a tu „nie ciem, nie doble, blee”. Nosz cholera jasna,
tracę wtedy cierpliwość i nie ukrywam zdarza mi się użyć podstępu, szantażu-
jak zwał tak zwał- w postaci nagrody po zjedzonym obiadku i to nie byle jakiej
nagrody bo w postaci- parówki!. Parówka z reguły działa lepiej od słowa ciastko,
huśtawka a nawet bajka! Superniania zapewne posadzi mnie za to na karnym jeżyku ale co tam- obiad zjedzony!
Po zakończeniu procedury karmienia, następuje procedura sprzątania,
zmywania i tak do następnego karmienia w porze kolacji. I wtedy to marzy mi się
taka „Franczeska” na etacie, co to ugotuje, posprząta..oj marzy mi się… a
fantazja, fantazja jest od tego… żeby bawić się.. żeby bawić się na całego.
Z cyklu „Kraków dla maluszka” kawiarnia z prawdziwą bawialnią i menu dla dzieciaków czyli „Mamy cafe”, gdzie
Maja świętowała ze swoją ukochaną ciocią 2-gie urodzinki.
Cudne zdjecia :)....a fantazje czasami sie spelniaja...��
OdpowiedzUsuńNie pozostaje więc nic innego jak tylko fantazjować dalej :):):)
UsuńAle swietna ta kawiarnia :) U mnie juz latwiejszy etap jedzenia - moge powiedziec,ze jedza chlopcy praktycznie to samo :)
OdpowiedzUsuńPomysł na kawiarnię jest fantastyczny, panuje tam bardzo rodzinna atmosfera, menu dla starszych i młodszych:) Jedynym minusem jest mała powierzchnia, przy dużej ilości rodziców, dzieci i wózków robi się tłoczno i ciasno. Mimo wszystko myślę, że będziemy tam chętnie wracać.
UsuńCo do pory karmienia czekam z niecierpliwością dnia kiedy będziemy mieli wspólne menu..póki wspólnie jemy tosty:) od czegoś trzeba zacząć :):)