sobota, 17 maja 2014

Mam Cię- zjem Cię..



Pora obiadu w naszym domowym królestwie to jeden z punktów w rozkładzie dnia, który przyprawia mnie o zawrót głowy. Dzieciaty z pewnością wie o czym mówię a bezdzietny może sobie wyobrazić mając przed oczami słodki widok usmarowanej papką warzywną buźki w kolorze marchewki… sęk jednak w tym, że na buźce się nie kończy i owa papka, ląduje nie tylko na stoliczku do karmienia czy podłodze,  ale również przy okazji wydanego przez malucha dźwięku typu „pfff pff” na buzi i włosach osoby karmiącej (czyt. Matki rodzicielki).
Ale od początku… proces karmienia rozpoczyna się już na etapie przygotowania a mianowicie- zakupy w spożywczaku. Niby proste, niby każdy chodzi, ale sprawa się komplikuje kiedy do akcji wkracza podwójny wózek. Na pięterku owej fury zasiada dumnie dwulatek, który tylko szuka okazji, jakby tu odwrócić uwagę ochroniarza i zdobyć dla siebie kawałek czekoladki ze sklepowej półki w myśl zasady: „znalezione nie kradzione” czy jak kto woli „kradzione nie tuczy”. Jako matka biorę sobie za punkt honoru wychować córki tak, aby nikt złodziejem ich nie nazwał, więc prześcigam się w pomysłach czym zająć damę aby w spokoju zrobić zakupy. Naprzeciw wyszła mi Biedronka, która zaraz po przekroczeniu progu sklepu, chcąc chyba zwabić klientów zapachem świeżego chleba, jako pierwsze ustawiła półki z pieczywem. Tak więc dwulatek dostaje do ręki bułę mówiąc przy tym WOW! Niczym głodzone dziecko. Niestety Biedronka obok półki z pieczywem ustawiła również Pana ochroniarza i tym razem to ja wyglądam na złodziejaszka, więc za każdym razem tłumaczę: „zapłacę przy kasie”- poważny Pan ochroniarz kiwa poważnie głową i zezwala mi i mojej podwójnej furze zrobić zakupy dla dwójki do pary.
Mniej więcej w połowie sklepu, przy okazji porównywania cen pieluszek z rozm.4 do ceny pieluszek z rozm. 3 (że też nie może być ich taka sama ilość w opakowaniu- niby 2 lata się uczę a zawsze złapię się na tym, że przecież pieluszek w większym rozmiarze  jest mniej w paczce więc cena za jedną będzie większa). W tym to właśnie czysto matematycznym momencie odzywa się gondola z  piętra niżej mojego wózka , informując mnie i miłych gości sklepu, że jest jej gorąco i mam się pospieszyć. W efekcie kończy się na ekspres zakupach, wrzucam do koszyka co ładne i na promocji (w domu zastanawiam się co to jest kalarepa i jak się to je)  i jazda do kasy. Jako, że szczęście w miłości mam to dla równowagi szczęścia do obstawienia najkrótszej kolejki nie mam za grosz, więc trochę tu postoję. Piętro wyżej kończy jeść bułę..piętro niżej się wydziera..wszyscy na mnie patrzą!. Pani z przodu kolejki nawet zastanawia się czy mnie nie przepuścić ale zerka na mój pełny koszyk, kalkuluje… nie, nie opłaca się..ehh zaraz będzie jeszcze większy krzyk bo dziecko pomimo rozpiętej kurtki od wrzasku całe czerwone…ale zakupy zrobić muszę bo jeść coś trzeba a w lodówce tylko światło i żeberka. Na szczęście Pani w kasie uwija się bardzo szybko, uśmiecha się do dwulatki zajadającej bułę (słodko wygląda cała w okruszkach) W pośpiechu zapominam zapłacić za bułę, szybko szukam drobnych, przy okazji dwulatek przypomina sobie jak fajnie jest płacić Pani w kasie, więc chcąc zapobiec katastrofie płaczu w duecie pozwalam jej „dać pieniążka”. Zapominam jednak, że w żadnym wypadku nie można dać dwulatkowi wyliczonej kwoty bo brak reszty kończy się nie płaczem a histerią!....o rany!nie ma wyjścia dwulatek dostaje do ręki dychę z portfela i tak wracamy do domu..przez całą drogę zerkając czy nie próbuje jej zjeść, bo wiecie jak to jest… musiałabym jej to odliczyć od kieszonkowego.

Miało być o rytuałach pory obiadowej a zrobił się post o zakupach. Tak więc o obiadkach w następnym odcinku. W albumie rodzinnym jeden ze sposobów na zakupy z dwulatkiem. Czy u was skrzynka pocztowa też jest pełna ulotek reklamowych z marketów? To świetnie… można z nich wyciąć różne produkty i stworzyć obrazkową listę zakupów dla malucha. Już sam etap wycinania i przyklejania jest frajdą, podstawowe produkty są już rozpoznawalne przez dwulatka więc jak trafiają do koszyka to radość jest niesłychana… że nie wspomnę o dumie jaka rozpiera malucha dzierżącego samodzielnie przygotowaną listę. Przygotujmy się jednak na to, że takie zakupy trwają znacznie dłużej więc jeżeli macie młodsze do pary, to lepiej je uspać przed wejściem do sklepu….















Oraz perfekcyjna od dziecka czyli Panna Sofija zanurzona w lekturze...







 

1 komentarz:

  1. Oj skad ja to znam... u mnie standardowo chlopcom w sklepiej daje cos do jedzenia by zajac im buzki na moment, bo inaczej mialabym wrzeszczacy cyrk.... dziewczynki jak modelki! Piekne!!!!

    OdpowiedzUsuń