środa, 26 lutego 2014

Oj ciasno, oj ciasno



Kiedy blisko 4 lata temu przeprowadzaliśmy się do własnego M liczącego metrów 40, nie wiedzieć czemu nikt nie przypuszczał co się stanie.
Że wśród nas pojawi się szczęście a potem bardzo szybko kolejne. Szybki przegląd dostępnych ofert i jest-bierzemy! Młodzi, niedoświadczeni, niepoważni bo co było najważniejsze? Ano to,  że np. jest tramwaj do centrum, sklep 24h i winda, która informuje na którym obecnie piętrze się znajdujemy… taaaa- rzecz bardzo przydatna- w razie mocno zakrapianej imprezy zmniejsza ryzyko pomylenia pięter i mieszkań. Czym grozi położenie się przez przypadek w łóżku sąsiadki?… oj chyba nie chcę wiedzieć.
Jako ze okolica była nam znana, ze względu na pomieszkiwanie w bloku obok , nie było problemów z przeprowadzką. Przeprowadzaliśmy się metodą mocno chałupniczą bo w..workach na śmieci. Kilka rundek tam i z powrotem i rodzina na swoim!
Minusów mieszkania w takiej ciasnocie rodziną wielodzietną, można mnożyć wiele.  Ale nie o tym nie o tym..- te są dość oczywiste. Po chwili zastanowienia okazuje się również, że opisywana sytuacja ma też wiele plusów. Jakich?

Przytoczmy sytuacje z dnia codziennego:
1) Płaczące dziecko nr 1 wzywające obecności matki i to w trybie natychmiastowym!- misja wykonana i to bez ofiar w postaci płaczącego dziecka nr 2 :) . Chcesz czy nie chcesz zawsze jesteś w pobliżu, zwarta i gotowa do wykonania misji.

2) O kłótnie z drugą połową dosyć ciężko, bo nawet porządnych drzwi do trzaśnięcia brak, a co to za kłótnia bez trzaśnięcia drzwiami?

3) Zabawa w chowanego, może i wymaga większej kreatywności w znajdowaniu nowych kryjówek dla bąbla ale marne szanse ze zapomnisz na którym piętrze go ukryłaś.

4) Dzwoniący domofon w porze drzemki twoich pociech nie jest aż tak straszny, gdy odległość jaką masz do pokonania z każdego miejsca w mieszkaniu to zaledwie kilka metrów… ach Ci ulotkarze w godzinach dopołudniowych- zmora śpiących dzieci.

Przychodzą jednak dni gdy przeżywasz kryzys.
Zwykle gdy po raz kolejny w salonie, który jest jednocześnie: sypialnią, jadalnią, garderobą w porywach nawet łazienką o czym świadczy nocnik w pobliżu kanapy i oczywiście pokojem dla dzieci, i gdy tak po raz kolejny mino rad perfekcyjnej Pani domu nabijasz się bardzo boleśnie na klocek, ciastoline, kawałek zaschniętej skórki od chleba i zastanawiasz się kto i kiedy rozsypał herbatę (ach  gdyby tak znowu mieć możliwość napić się gorącej albo chociaż ciepłej herbaty)..wtedy właśnie dopada Cie kryzys! Co robić?
Przy odrobinie szczęścia za ścianą wprowadza się mile, młode małżeństwo w dodatku z dzieckiem (nie dziwny im płacz ani bunt dwulatka) ….Wpadasz wtedy do sąsiadki za ścianę, udając że jesteś w drugim pokoju swojego wielkiego domu, gdy kryzys znika wychodzisz i nie przejmujesz się kto umyje dzbanek po kawie :)

Zresztą co tu dużo gadać może i jest ciasno, ale czy szczęście dziecka mierzy się ilością metrów kwadratowych?
Przecież dla malucha najważniejsza jest bliskość rodziców i poczucie bezpieczeństwa, a to siłą rzeczy ma zapewnione. Więc nie ma się co łamać (dzięki Ci IKEA za praktyczne rozwiązania do willi krasnoludków). Może kiedyś jakaś zagubiona gwiazdka z nieba albo złota rybka, kto wie.. kto wie.. może spełni nasze marzenie..trzymajcie kciuki


I jeszcze kilka zdjęć z rodzinnego albumu:









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz