niedziela, 21 grudnia 2014

Prezent "last minute"...



Jak co roku obiecuję sobie, że nie dam się zwariować i tym razem, jak Pan Bóg przykazał do Świąt przygotuję się na długo przed. Obiecuję sobie, ale na obietnicach się kończy i jak co roku wszystko robię w szale i pędzie, a wychodzi jak zwykle - daleko od „perfekcyjnie”.

Podobnie rzecz się ma z prezentami. Co więc zrobić jeżeli obudzimy się z ręką w przysłowiowym nocniku (może zdarzyć się też sytuacja w dosłownym tego słowa znaczeniu- ale nie o tym tu).. i okaże się, że wszystkie sklepy on-line nie gwarantują już przesyłki przed Świętami? 

W takiej sytuacji można udać się do najbliższego marketu typu Tesco i kupić jednego z pewniaków:


  • krawat, tym razem w neonowe paski (bo tylko taki pozostał)
  • skarpety w renifery

  • zestaw kosmetyków, już zapakowany.. z czego - warto pamiętać - co najmniej jedna z części składowych (najczęściej mydło lub dezodorant w sprayu) nie będzie przez obdarowanego używana nigdy

Można? Można!

Ale można też zrobić, korzystając z „pomocy” dwulatka, własnoręczny słodki prezent. 

I żeby nie było - nie wymyśliłam tego sama. Kiedyś spacerując po TK MAXX zauważyłam takowy słoiczek z gotową mieszanką na ciasteczka. Śliczna kokardka na pokrywce- myślę: super!biorę!...ale ale.. 40zł za 15 ciasteczek!!!!?? No no no... nie ma mowy!Zrobię sama! I oto nadszedł czas próby!




Zaczynamy!


PREZENT LAST MINUTE NR 1- CIASTKA NA ZŁY DZIEŃ CZYLI BROWNIES W SŁOIKU*

 *zdjęcie nie oddaje prawdziwego uroku dzieła



 Do słoika warstwami (dla wrażeń estetycznych) układamy po kolei:


  • 3/4 szklanki mąki
  • szczypta soli
  • 1/3 szklanki kakao
  • 3/4 szklanki brązowego cukru
  • 1/2szklanki białego cukru
  • 150g gorzkiej czekolady (lub płatków czekoladowych, ja jednak nie wiem gdzie takowe rosną, więc posiekałam czekoladę)


 Gotowe! Mieszanka na ciasteczka czekoladowe gotowa. Do słoika należy jednak dołączyć karteczkę, na której znajdzie się dalsza część przepisu. Treść:

DODAJ:
pół szklanki oleju
pół szklanki wody
2 jajka
dokładnie wymieszaj za pomocą trzepaczki, połącz składniki "suche" i "mokre", piecz w piekarniku 30-40min. temperatura 170 C


Poniżej krótka fotorelacja z wykonania, jako potwierdzenie, że prezent jest dziecinnie prosty.

Od czego zacząć?




Od czekolady!

 








PREZENT LAST MINUTE NR 2- CIASTECZKA NA DESZCZOWY DZIEŃ CZYLI M&Msy W SŁOIKU

Procedura podobna jak w poprzednim przypadku. W słoiku warstwami układamy:


  • 1 i 1/3 szklanki mąki
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia
  • 1 łyżeczka sody oczyszczonej
  • szczypta soli
  • 1 szklanka płatków owsianych
  • 1/2 szklanki brązowego cukru
  • 1/2 szklanki białego cukru
  • 3/4 szklanki cukierków M&Ms
  • 3/4 szklanki posiekanej czekolady 
  • 1/2 szklanki posiekanych orzechów
Do tak przygotowanego słoika, dołączamy przepis o treści:

DODAJ:
1 jajko (roztrzepane)
1/2 szklanki roztopionego masła
1 łyżeczka wanilii
Połącz składniki "mokre" i "suche". Z powstałej masy uformuj kuleczki. Piecz ok. 10 min. w 250 C



Nasze ciasteczka w słoikach już gotowe. Czekają tylko na ukochaną ciocię, która zostanie nimi obdarowana:)





 PREZENT LAST MINUTE NR 3- HERBATA OWOCOWA

Ostatni z pomysłów last minute, do wykonania w domu z dwulatkiem to herbatka z aromatem Świąt:)

Potrzebujemy:
  • czarną herbatę w liściach (nie w torebkach ekspresowych)
  • skórkę z pomarańczy i limonki (wcześniej suszymy, lub suszymy później w piekarniku)
  • laskę cynamonu 
  • żurawina  suszona


Wykonanie bardzo proste. Do słoiczka (może być taki na przyprawy, jeśli jest w miarę szczelny) przesypujemy herbatę oraz pokrojoną na kawałki suszoną skórkę z pomarańczy i\lub limonki. Dodajemy laskę cynamonu, potraktowaną wcześniej moździerzem oraz suszoną żurawinę. Mieszanka na zimowe wieczory o świątecznym aromacie gotowa!:)

*do herbaty można użyć gotowego suszu z owoców









A na dokładkę foto babeczek czekoladowych, które dzisiaj rano stworzyłyśmy na urodziny Alanka:) Jak widać też nadają się na prezent.. brak jednej wynika z "konieczności" spróbowania czy aby nie są trujące.. jeżeli powstanie kolejny wpis- znaczy, że nie były:)



wtorek, 16 grudnia 2014

Impreza u matki polki



Podobno leczony trwa tydzień, nieleczony siedem dni… i z pewnością jest zmorą każdego osobnika z rozmiarówki  56-98  oraz przyczyną nocnych imprez u dzieciatych- KATAR we własnej osobie.


Jest katar jest impreza..


U nas nocne balangi trwały nieprzerwanie przez ostatnie 10dni ( a raczej nocy) i doprowadziły do skrajnego wyczerpania dzieciatych zamieszkujących w naszym domu.  Kac morderca objawiający się  nadludzkim wyczerpaniem trzyma mnie do dziś . Oficjalnie więc po takiej imprezie potrzebny mi detoks – lejdis szykujcie babski wieczór bo przez ten areszt domowy zwariuję!

Wróćmy jednak to wspomnień gorączki ostatnich nocy:
 
Na imprezę jako VIP  zaproszeni zostali: dwójka zakatarzonych i kaszlących dzieci (do tego marudnych z powodu słabszego samopoczucia) oraz dwójka dorosłych osobników zupełnie nieświadomych, że oto przed nimi melanż ich życia.. i chociaż twierdzą, że zarwane noce to już nie dla nich- co to, to nie! Przez najbliższe 10 dni nie prześpią ani jednej nocy,  będą szaleć do upadłego (z odkurzaczem w tle- o tym później)


Scenariusz każdej nocy był mniej więcej ten sam:


Godz. 19:00  Imprezę czas zacząć!  Get the party started!

Odkładamy zakatarzone dzieciątko do łóżka w nadziei, że właśnie następuje moment w którym to w naszym domu zapanuje cisza- nic bardziej mylnego. Katar u dziecka nr. 1 rozkręca się na dobre i nie pozwala zasnąć. Podwójne "opoduszkowanie" nie pomaga, w ruch idzie odkurzacz do którego należy podłączyć dziecko i za pomocą wynalazku bez którego nie wyobrażam sobie macierzyństwa- pozbywamy się przyczyny imprezy. SPOKÓJ , CISZA… na chwilę. 


Godz. 20:00 Zaczyna robić się tłoczno

Sytuacja opisana powyżej, powtarza się przy próbie ułożenia do snu dziecka nr 2. Tym razem poziom zaawansowany, bo katar nie pozwala zasnąć dziecku nr 2, które budzi dziecko nr 1 (nikt nie lubi przecież imprezować sam)


Godz. 23:00 Robi się gorąco

Nikt nie śpi, odkurzacz ledwo zipie, nosy zakropione, poszły w ruch maści. Nikt nie śpi i atmosfera robi się gęsta…


Godz. 01:00 Jestem barmanem na tym "dancingu"…
 
Fotelik samochodowy dla niemowląt ratuje sytuację..udaje się „wcisnąć” w niego dziecko o aktualnie mniejszych rozmiarach i katar chwilowo nie spływa. Dziecko zasypia- zasypia matka, ojciec, siostra…na chwilę bo:


Godz. 01:15 Tracę kontrolę

Słyszę: „aaaa…aghh…grrr” Katar znowu rozkręca imprezę. Od dźwięku odkurzacza budzą się ponownie wszyscy. Impreza nabiera tempa..


Godz: 02:20 Daj mi tę noc..

Ponawiam procedurę: odkurzacz, kropelki, maści… Kładę się i zaczynam mimowolnie śnić o wszystkim o czym śni typowa matka polka: „ Spotykam się na porannej kawie z Kasią Cichopek, która przekonuje mnie jak bardzo jestem sexy, na lunch zaprasza mnie Perfekcyjna Pani Domu i jej biała rękawiczka, które zazdroszczą mi warunków higienicznych w jakich przyszło mi hodować moją rodzinę. Słoneczne popołudnie spędzam na zakupach a wychodząc z butiku Diora spotykam Christiana Greya… ajć..”… 

…..  sen choć piękny, kończy się szybciej niż się zaczął… impreza nadal trwa…


Godz: 04:00 Kryzys- chcę do domu! 

Jak na większości imprez przychodzi moment kryzysu. Zazwyczaj wtedy kiedy ściągasz pod stolikiem niewygodne szpilki (tylko na chwilkę) i nie możesz ich już ponownie założyć. W przypadku  opisywanej „piżama party” kryzys następuje około 4 nad ranem, kiedy to wyrwana z objęć Morfeusza słyszysz: „Mamooo! Mamooo! Łeee!Łeee!” 

Nie wiesz co robić, czujesz bezradność, za zło całego świata obwiniasz organizatora imprezy- TO ON! KATAR WE WŁASNEJ OSOBIE

Godz: 05:00 wstaje nowy dzień

Impreza dobiega końca. Powtarzam procedurę: odkurzacz, zakrapianie, maści… nikt już nie śpi.
Chwiejnym krokiem i z opuchlizną pod oczami rozpoczynasz kolejny dzień z życia. Yeah bejbe, jesteś królową tej nocy!


Jutro o tej samej porze poprawiny..
Serdecznie zapraszamy!




Z racji jaśnie nam panującego przeziębienia, nowych fotek brak. Wrzucam wiec kilka odgrzewanych kotletów. Chronologii brak..






 


wtorek, 9 grudnia 2014

TATOZA



„Nie lubię cię! idź sobie, głupia jesteś, tylko tata może…!” Dostało mi się jakiś czas temu przy śniadaniu. Przyznam zszokowało mnie to lekko,  ale zwaliłam wszystko na pierwsze negatywne skutki przedszkola (dla jasności przedszkolem jestem zachwycona, ale jestem też przygotowana na różne nowości, w tym słówka z łaciny potocznej również).

Kiedy to po kilku dniach ponownie usłyszałam: „ głupia jesteś chcę do taty”- trochę zrobiło mi się przykro, ale zaraz potem, jak przystało na zdecydowanie nieperfekcyjną pomyślałam-spoko niech idzie do taty, mam luz.


Ale kiedy to wieczorem bajkę mógł przeczytać  tylko tata, a ja nawet nie mogłam jej posłuchać i z krzykiem zostałam odesłana- do łazienki!... pękło mi serce:(
 
Robię więc szybki rachunek sumienia, co jest przyczyną takiego stanu rzeczy:


  • ·          No tak, nawrzeszczałam na nią rano, bo mając  3 min. do wyjścia- do tego zapoconą w kombinezonie Zosie-ona stwierdza, że  nie idzie do przedszkola bo....ma wolne!



  • ·         Zamiast jajka Kinder ugotowałam jej jajko (wołała że jajko, widać nie dość precyzyjnie a matka też człowiek domyślić się nie umie) awantura więc gotowa



  • ·         Nie pozwoliłam przy śniadanku wymieszać kanapki z dżemem z „kakałkiem” i podlać mikstury kaszką Zosi


...moja wina moja wina...moja bardzo wielka wina

Pomyślałam:  „zły dzień, przejdzie jej” ale proceder powtarzał się codziennie. Kiedy jednak pan tata dostał pozwolenie rozczesać kołtuna!.. to już była dla mnie gruba przesada.

Z pękniętym sercem zaczęłam się biczować: że wrzeszczę, że zabraniam, że za mało czasu poświęcam itp.

I wtedy pozwoliłam sobie zrzucić ten ciężar i przyznałam się w towarzystwie, że: " MOJE  dziecko już mnie chyba nie lubi”…

I bardzo się cieszę, że pozwoliłam sobie na tą chwilę słabości, bo oprócz tego, że zostałam wyśmiana to  dowiedziałam się od taty trzech córek, że każda-ale to każda (!) w okolicy 3 roku życia przechodziła  tzw. tatozę. 

Czy termin ten istnieje naprawdę- tego nie wiem, ale że dzieci w pewnym  okresie życia faworyzują jednego z rodziców to już fakt i podobno normalny etap dorastania emocjonalnego. Z reguły co prawda przytrafia się „mamoza” u nas padło na tatę. Tata i tylko tata!

Piszę o tym z ulgą bo na szczęście mam to już za sobą, co prawda Pan Tata dalej jest niepisanym faworytem i nie ma rzeczy, której w oczach naszej pierworodnej nie potrafi zrobić, ale nie jestem już tą „głupią”  i znowu to ja rozczesuję kołtuny w tym domu!






W albumie rodzinnym pozostajemy w klimacie świątecznym. Kilka fotek od cioci Kasi z LFStudio, z którą spotkaliście się na Targach Rodzinnych Family Time: