czwartek, 30 października 2014

Ogłoszenie parafialne, BIG SALE u dwójki

Uwaga Uwaga!

Wszystkie mamy i tatusiowie, ciocie i babcie.

Nasza nieidealna rodzina rozpoczyna wietrzenie magazynów i "rozsprzedajemy" co za małe, ale nadal urocze.

Po prawej stronie znajdziecie baner do naszych aukcji na Allegro.

Link do aukcji również tutaj;  http://allegro.pl/listing/user/listing.php?us_id=19940591

Na aukcjach znajdziecie trochę garderoby mojej dwójki.
W przypływie wolnego czasu, aukcji przybędzie.

Zachęcam do zakupów, znajdziecie tam ubranka, które widzieliście już wcześniej na blogu m.im.






 ZAPRASZAMY

piątek, 24 października 2014

Puzzle czyli „bejsbol”




Porównywanie dzieci to zjawisko spotykane nie od dziś wśród dzieciatych. Ich prawdziwa wylęgarnia to oczywiście plac zabaw, gdzie spotkają się dzieci w podobnym wieku, słyszymy tam nieustanne:

„A ile mała ma? (…) Ooo! mój Jacuś w tym wieku to już: skakał na bunge, grał na lutni, uścisnął dłoń prezesowi i ułożył kostkę Rubika” 

Lub:

„O jeszcze nie chodzi sama? Moja Małgosia w tym wieku to już startowała w maratonie  i liczyła wspak w języku Zulugulii” (swoją drogą czy jest tu ktoś kto pamięta jeszcze Zulugulę- tak właśnie mi się przypomniał)

I tak to jedno dziecko porównywane jest nieustannie do drugiego, zazwyczaj twoje wypada słabiej. Wraca wtedy taka matka do domu i w głowę zachodzi „Co z nią jest nie tak?” … „Mała ma już rok, może powinna sama wiązać buty, Kasia przecież potrafi.. swoją drogą jak mama Kasi ją tego nauczyła?..i zginać się tyle nie musi”… ehh..

I żeby była jasność- sama ulegam procederowi porównywania, porównuję ile „wlezie” i okazuje się, że głównie po to, żeby dowiedzieć się jak bardzo moje dziecko odstaje od reszty, ale czasami też po to, żeby zasięgnąć rady  i sprytnych rozwiązań z dziedziny rodzicielstwa.

W związku z powyższym taka oto sytuacja z życia dwójki do pary:

Matka poznaje dwulatka, na pierwszy rzut oka widać, że bystrzak, do tego grzeczny, czyściutki i …  i potrafi układać puzzle!
Dzwoni więc matka dwójki, do zaprzyjaźnionej matki innej dwójki i pyta czy jej dwulatek też potrafi układać puzzle i … dowiaduje się, że tak!

O matko kochana! Trzeba działać szybko!

W obawie przed zaniedbaniem w rozwoju mojego dziecka kupuję wiec puzzle 50  elementów (myślę: mądra jest poradzi sobie) 

Rozkładam na podłodze, czekam na efekty a co robi moje dziecko? Rozrzuca po pokoju, upycha pod meblami i krzyczy: „patrz mama to jest bejsbol”

Baseball? Nie Maju to są puzzle, zobacz tak się je układa! Po kilku próbach zaczynam świrować bo dziecko z uporem nadal twierdzi, że to bejsbol co doprowadza mnie do rozpaczy.
Zaraz zacznę rwać resztki włosów na głowie… Przecież wszystkie dwulatki świata już to potrafią!!!Pomocy!

Co tu robić? Pokazać?, cierpliwie ?( a cierpliwa nie jestem więc chyba wolę pograć w baseball)

Po chwili więc stwierdzam, że pomimo tego, że mam już trzydziechę na karku to właściwie nie wiem jak gra się w baseball!  
Skąd wie to moje dziecko  napawa mnie więc zdziwieniem ,  zatem  może mój dwulatek  wcale nie musi układać puzzli jak cała reszta… może jeszcze nie teraz…

Swoją drogą skoro człowiek w inteligencji swej wymyślił internetową porównywarkę cen to czemu jeszcze nie ma internetowej porównywarki umiejętności naszych pociech ?hmm.. może to niezły pomysl na zbicie finansowej fortuny..bo kto z nas nie lubi porównywać? no kto?  


W albumie rodzinnym trochę w temacie Zuluguli czyli berety jesienną porą:










Do Paryża to tędy?..



Berety do kupienia u Little Rose & Brothers (tutaj)

wtorek, 21 października 2014

Jesień w obiektywie










Siema! Jestem Zosia i zaraz coś
zmajstruję...hmm..














No dajcie chwilę pomyśleć.. o czym to ja chciałam?












 A tak! chciałam wam fotki pokazać.. tak dzisiaj tylko fotki- bez zbędnego teksu... i tak większość z was o tej porze woli popatrzeć niż poczytać więc co mi tam ... ale jeszcze do was napisze..napiszę obiecuję ale innym razem.

O jesieni  dzisiaj będzie, bo jesień to moja ulubiona pora roku i dlatego właśnie jesienią  postanowiłam na świecie się pojawić, więc o jesieni tu będzie - zaczynamy:


To ja:











Hmm a ten zapach świeżo opadających liści..poezja


















A teraz trochę o Mai bo widzę (czuję), że biegnie...












 Jesienne popołudnie zakończyło się jesiennym wieczorem u cioci i wujka...



Pytanie za 100ptk. z jakiego miasta pochodzi ciocia i wujek?: do wygrania uznanie i uścisk dłoni prezesa :):)





 No to tyle na dziś - buźka...


niedziela, 12 października 2014

Sto lat! Sto lat!.. czyli o urodzinach słów kilka:)



Sto lat, sto lat.. taka oto muza towarzyszyła nam przez poprzedni weekend a wszystko za sprawą JEJ WYSOKOŚCI ZOSI. 

Panienka Sofijka oto śmiała bowiem dorosnąć,  skończyć rok i z tej okazji wyprawić przyjęcie. Jej poddani ciężko pracowali żeby dzień miał swoją rangę- co najmniej królewską.


Dzielimy się zatem z Wami naszą radością i krótkim reportażem z przygotowań. Impreza odbyła się w gronie najbliższej rodziny, więc większość zdjęć zostawiamy w albumie rodzinnym, ale zasypiemy was fotami naszych pomysłów na budżetową wersję dekoracji urodzinowych, które „współtworzył” nasz osobisty, domowy dwulatek:):) Będzie więc dziecinnie prosto…


A zatem bez zbędnego komentarza:


Całą robotę właściwie zrobiły naklejki z logo „JEJ WYSOKOŚĆ ZOSIA”. Koszt ich wykonania to, w zależności od drukarni około 1,80zł za stronę A4-… śmieszne?..no mi wydało się śmieszne -zwłaszcza, że można z nich wyczarować klimat na urodzinowym stole, z lekkim przymrużeniem oka:):).. 
Logo zostało zapożyczone od Disneya, który stworzył nową księżniczkę, na nasze szczęście nazwał ją Zosią i TADAAAM! Jedyne co musiałam zrobić to zlecić wydrukowanie loga na papierze samoprzylepnym. Z jednej kartki A4 miałam ok. 20 naklejek a potem poszło już gładko.



Naklejki Zosi znalazły się  na napojach (brak lokowania produktu) i słomkach do napojów.

Ozdobiłyśmy nimi również słoiki, które posłużyły nam za pudełka na słodkości i cuksy w galaretce, którymi przez cały poranek dzielnie zajmowała się Maja.. nie wiedzieć jednak czemu, do czasu przybycia gości połowy nie było…hmm..podobno jaki kto do jedzenia taki do roboty..



















Hitem okazał się tort, który nie tylko był przepiękny, dopracowany w każdym szczególe, ale również naprawdę pyszny. Autorka dzieła to prawdziwa czarodziejka.. zresztą zajrzyjcie do jej galerii (TUTAJ) to sami się przekonacie..cud, miód i pychota. My wybraliśmy podobiznę UKIEGO, który nie raz pomaga mi ugotować obiad.. że niby wasze roczne dzieci nie oglądają TV?!?... moje też miały nie oglądać.. i przysięgam, nie wiem kiedy to się stało, ale w realnym życiu wygląda to mniej więcej tak:  
Na jednym palniku mam makaron, który sam próbuje się dostać do gotującego się obok rosołu, tworząc tym samym coś na podobieństwo wylewającego się wulkanu, prawą ręką staram się obierać ziemniaki, lewą ogórki na mizerię  a nogą ścierać „obierki” po marchewce, które chętnie z podłogi zjada raczkujące bobo..a i przy okazji pilnuję gorącego piekarnika, coby bobo się nie poparzyło.. tak to właśnie w takich chwilach proszę UKIEGO o pomoc... i tak- moje dzieci oglądają bajeczki w TV i tak.. uwielbiają to:):) 

Tak więc UKI w całej okazałości swej, dziełem sztuki zgodnie okrzyknięty o smaku prince-polo ..mniam:)




Ale wracając do urodzin.. słodkości było więcej. Jednym ze słodkich prezencików były babeczki bananowo-czekoladowe cioci Kasi. Przepis znajdziecie na blogu cioci Kasi o słodkim tytule: SŁODKIE ZDANIA

Babeczki zdobiły chorągiewki zrobione, a jakże.. z wydrukowanych wcześniej naklejek.. wystarczyło je wyciąć i do środka włożyć wykałaczkę- proste i królewskie słodkości gotowe. 











Pan Tata też twórczo włączył się w przygotowania i zaprojektował tabliczkę informacyjną o naszej księżniczce, wydrukował (koszt formatu A3 ok. 5zł) i oprawił w ramkę, którą mieliśmy w domu. Tabliczka nadała się nie tylko do dekoracji ale również do pamiątkowych zdjęć solenizantki i jej szanownych gości:)









Na ścianie pojawiła się też girlanda. Wycięte z papieru trójkąty, powieszone na wstążce, do tego na spinaczach przypięte pierwsze skarpetusie Zosi, bodziaki w rozm. 52 i pierwsza czapeczka..koszt ciężko oszacować, ponieważ wydrukował nam to niezastąpiony wujek Michał. Wystarczyło wyciąć- powiesić- gotowe.












Był i tron jak na księżniczkę przystało. Zrobiony z krzesełka do karmienia przykrytego firanką, z tektury w kolorze złotym (taką sprzedano Panu Tacie, ja jednak się upieram, że obok złotego to ona nie stała- szczegół). Paier w kolorze złotym ok. 1.50zł. – korona przywiązana kawałkiem organzy. Koronę można śmiało ozdobić klejnotami i brokatem co z pewnością ucieszyłoby dwulatkę.. my z racji wysprzątanej  już wcześniej komnaty..zwyczajnie zrezygnowaliśmy z tej frajdy.




Strój iście królewski i mega cukierkowy..czyli klasyka pierwszych urodzin..tiulowa spódniczka..kotylion z „jedynką” i bluzeczka okolicznościowa, która była prezentem od ukochanej cioci.







Na koniec o pomponach słów kilka, które dumą napełniły rodzinę zdecydowanie nieperfekcyjną. Tak prosta rzecz a cieszy..oko cieszy. Ci co szukali kiedyś pomponów z tiulu wiedzą, że koszt z dostawą to ok. 30zł za jedną sztukę!- tak jedną sztukę! Pomyślałam..nie ma mowy..będę jak Pan robótka- zrobię sama. Rolkę tiulu kupiłam za ok. 3,50zł. Czytanie instrukcji zajęło mi więcej czasu niż samo zrobienie pompona.. dziecinnie proste (dowód na zdjęciach) a efekt gwarantowany. Wystarczy tiul (najlepiej 2 rolki na 1 pompon) tektura, wstążeczka, nożyczki..ciach ciach- gotowe! (niestety zdjęcia nie oddają całego uroku a szkoda bo efekt uroczy-polecam również jako dekorację pokoju dziecięcego- ja takiego nie posiadam więc moje wiszą w kuchni..a co!!)
















Ale i tak najważniejsze było o godz. 6 rano- dnia następnego powiesić pranie razem z babcią:)





No to tyle na dzisiaj:) Jej Wysokość Zosia i jej poddani meldują wykonanie zadania.