piątek, 28 lutego 2014

Kinder niespodzianka czyli o powdójnym macierzyństwie słów kilka



Kiedy masz w domu niespełna 8 miesięczne dziecko, które całkiem niedawno nabyło umiejętność samodzielnego siedzenia i które to dziecko zaczyna ledwo i z trudem podnosić pupcię nad ziemią a ty musisz oznajmić światu, że będzie miało rodzeństwo zawsze pada to pytanie: „ a to planowane?”.

 Zadane jest wprost, albo tylko między wierszami ale bez niego, jak podpowiada mi doświadczenie trudno się społeczeństwu obejść. Odpowiedź oczywiście jest  jedna: „Tak, tak planowane było… tyle że za kilka lat” Bo kto przy zdrowych zmysłach funduje sobie dwójkę do pary, która jest rozrywką  na lata w tak szybkim czasie?
Wiem, wiem znajdą się i tacy, którzy wyznają zasadę: skoro jedno jest na świecie róbmy zaraz drugie, trzecie. I chwała im za to! Sama po pierwszym szoku i lekkim ochłonięciu po narodzinach drugiego szczęścia chwalę sobie takie rozwiązanie. W dzieciństwie marzyłam, żeby mieć siostrę najlepiej bliźniaczkę, która będzie powiernicą moich największych tajemnic i najskrytszych marzeń.

Tego właśnie pragnę dla moich dziewczynek, żeby zawsze były dla siebie wsparciem. Z niecierpliwością czekam na dzień, kiedy jak to powiadają najstarsi górale: starsze zajmie się młodszym a mama wtedy odpocznie uff… czekam dziewczyny.
Póki co radzę sobie jak potrafię w byciu podwójną mamą. Przy dwójce maluchów z nadmiaru szczęścia można oszaleć, więc żeby nie dać się szaleństwu ….kilka rzeczy które trzymają mnie w formie i przy życiu.
 Bardzo przydatną umiejętnością mamy dwójki rok po roku jest odkrycie jak robić żeby się nie narobić i koniecznie nabyć umiejętność robienia kilku rzeczy jednocześnie. Jak niedawno przeczytałam i zapożyczam „Tylko kobieta jedną ręką gotuje zupę, drugą ściera kurz, jednym okiem zerka na dzieci, drugim zerka na serial, nogą wyciera podłogę a ramieniem trzyma słuchawkę telefonu i mówi do koleżanki: Nie, nie jestem zajęta” Nic dodać nic ująć.
Synonimem luksusu w ostatnim czasie (a dokładnie w ostatnich 20miesiącach) stały się dla mnie pomalowane paznokcie. I to nie byle jak- na czerwono a jakże! Co oznacza kolor purpury na paznokciach?..że nie muszę w najbliższych kilku godzinach:
 a) myć butelek
 b) kąpać dzieci
 c) zmywać naczyń
 d) ścierać z podłogi soczku, nielubianych buraczków, (których z uporem maniaka moje dziecko   pozbywa się z talerza) lub innego dobrodziejstwa zwanego potocznie w domu mniam mniam
e)  wszelkie czynność około obiadowe, śniadaniowe etc.  

Jednym słowem czerwone paznokcie świadczą że MAMA MA WYCHODNE! Drodzy tatusiowie bez względu na to czy matka Twoich dzieci to blondynka, brunetka, ruda a może szatynka _każda potrzebuje od czasu do czasu poczuć się kobietą, wyjść z przyjaciółkami i na chwilę zapomnieć, że jeszcze przed chwilą nie miała pomalowanych paznokci ……Zatem aby podkreślić rangę wydarzenia jakim jest „wychodne” koniecznie malujemy paznokcie na czerwono :)
 Drogie mamusie jedyna zasada wychodnego?: co się dzieje w Vegas zostaje w Vegas.

I rzecz ostatnia, chociaż najważniejsza. Wsparcie ze strony mojego męża to fundament bez którego ciężko byłoby przeżyć kolejny dzień pełen płaczu, pieluszek, grymaszenia itd.
 Dzięki mojej mądrzejszej (bo przecież nie piękniejszej) połowie, która nie koniecznie chce się ujawniać na blogu więc nazwijmy go po prostu „Panem tatą”..dzięki jego niezliczonym pokładom cierpliwości jestem szczęśliwą mamą.
Można sobie bez trudu wyobrazić, że nie jest mu łatwo żyć w tym naszym babińcu..ale jak to ktoś powiedział: błogosławiony między niewiastami. I niech tak zostanie.  
Dzięki niemu właśnie udaje się ukraść z doby kilka chwil tylko dla siebie.. i co się wtedy dzieje? A wtedy  właśnie jestem tylko ja, cisza, kawa i przesłodkie ciasteczko (najlepiej muffinka)..chociaż zaraz zaraz,  jakby tak się zastanowić, to nie jestem wtedy taka całkiem sama, bo przecież jestem z moim ciasteczkiem :)
 Tak czy siak to właśnie moja odrobina szczęścia.
Kończąc wątek (lekko dygresyjny jak cały mój tok myślenia) stwierdzam, że dobry mąż, dobre ciastko, czerwone paznokcie i wielofunkcyjność zapisana w genach- to wszystko czego potrzebujesz do przetrwania, gdy decydujesz się na przygodę życia zwaną rodzicielstwem.



 Tymczasem na backstage gdy "matka aparatka" usiłowała obfocić dziecko nr 2, nie wiedzieć kiedy błyszczykiem została wymalowana lala oraz dziecko nr 1...








A w Krakowie jak wiadomo w lutym wiosna więc  spacerek spacerek








środa, 26 lutego 2014

Oj ciasno, oj ciasno



Kiedy blisko 4 lata temu przeprowadzaliśmy się do własnego M liczącego metrów 40, nie wiedzieć czemu nikt nie przypuszczał co się stanie.
Że wśród nas pojawi się szczęście a potem bardzo szybko kolejne. Szybki przegląd dostępnych ofert i jest-bierzemy! Młodzi, niedoświadczeni, niepoważni bo co było najważniejsze? Ano to,  że np. jest tramwaj do centrum, sklep 24h i winda, która informuje na którym obecnie piętrze się znajdujemy… taaaa- rzecz bardzo przydatna- w razie mocno zakrapianej imprezy zmniejsza ryzyko pomylenia pięter i mieszkań. Czym grozi położenie się przez przypadek w łóżku sąsiadki?… oj chyba nie chcę wiedzieć.
Jako ze okolica była nam znana, ze względu na pomieszkiwanie w bloku obok , nie było problemów z przeprowadzką. Przeprowadzaliśmy się metodą mocno chałupniczą bo w..workach na śmieci. Kilka rundek tam i z powrotem i rodzina na swoim!
Minusów mieszkania w takiej ciasnocie rodziną wielodzietną, można mnożyć wiele.  Ale nie o tym nie o tym..- te są dość oczywiste. Po chwili zastanowienia okazuje się również, że opisywana sytuacja ma też wiele plusów. Jakich?

Przytoczmy sytuacje z dnia codziennego:
1) Płaczące dziecko nr 1 wzywające obecności matki i to w trybie natychmiastowym!- misja wykonana i to bez ofiar w postaci płaczącego dziecka nr 2 :) . Chcesz czy nie chcesz zawsze jesteś w pobliżu, zwarta i gotowa do wykonania misji.

2) O kłótnie z drugą połową dosyć ciężko, bo nawet porządnych drzwi do trzaśnięcia brak, a co to za kłótnia bez trzaśnięcia drzwiami?

3) Zabawa w chowanego, może i wymaga większej kreatywności w znajdowaniu nowych kryjówek dla bąbla ale marne szanse ze zapomnisz na którym piętrze go ukryłaś.

4) Dzwoniący domofon w porze drzemki twoich pociech nie jest aż tak straszny, gdy odległość jaką masz do pokonania z każdego miejsca w mieszkaniu to zaledwie kilka metrów… ach Ci ulotkarze w godzinach dopołudniowych- zmora śpiących dzieci.

Przychodzą jednak dni gdy przeżywasz kryzys.
Zwykle gdy po raz kolejny w salonie, który jest jednocześnie: sypialnią, jadalnią, garderobą w porywach nawet łazienką o czym świadczy nocnik w pobliżu kanapy i oczywiście pokojem dla dzieci, i gdy tak po raz kolejny mino rad perfekcyjnej Pani domu nabijasz się bardzo boleśnie na klocek, ciastoline, kawałek zaschniętej skórki od chleba i zastanawiasz się kto i kiedy rozsypał herbatę (ach  gdyby tak znowu mieć możliwość napić się gorącej albo chociaż ciepłej herbaty)..wtedy właśnie dopada Cie kryzys! Co robić?
Przy odrobinie szczęścia za ścianą wprowadza się mile, młode małżeństwo w dodatku z dzieckiem (nie dziwny im płacz ani bunt dwulatka) ….Wpadasz wtedy do sąsiadki za ścianę, udając że jesteś w drugim pokoju swojego wielkiego domu, gdy kryzys znika wychodzisz i nie przejmujesz się kto umyje dzbanek po kawie :)

Zresztą co tu dużo gadać może i jest ciasno, ale czy szczęście dziecka mierzy się ilością metrów kwadratowych?
Przecież dla malucha najważniejsza jest bliskość rodziców i poczucie bezpieczeństwa, a to siłą rzeczy ma zapewnione. Więc nie ma się co łamać (dzięki Ci IKEA za praktyczne rozwiązania do willi krasnoludków). Może kiedyś jakaś zagubiona gwiazdka z nieba albo złota rybka, kto wie.. kto wie.. może spełni nasze marzenie..trzymajcie kciuki


I jeszcze kilka zdjęć z rodzinnego albumu:









wtorek, 25 lutego 2014

Drogi pamiętniczku...zaczynamy



Pomysł na przygodę z blogiem zrodził się w mojej szalonej, rozczochranej kiedy pewnego dnia uświadomiłam sobie, że moje życie kompletnie się zmieniło…o cholera-jestem mamą…ba! podwójną mamą… a każdy mój kolejny dzień to „szał dziki szał” czy „trochę pieprzu cit mięty część dróg prostych część krętych”… a wszystko to stojąc w kolejce w hipermarkecie bujając sklepowy wózek, ot takie przyzwyczajenie niejednej mamy.



 Do dziś nie wiem co strzeliło nam do głowy decydując się na dzieci rok po roku? przecież jedno dziecko prędzej czy później przestaje płakać a z dwójką wiadomo- albo płacz w duecie albo o zgrozo! na zakładkę (drodzy sąsiedzi przepraszamy)



 Ale nie o decyzjach czy dziełach przypadku tu mowa…bo  może sprawa to całkiem prosta i nadmiar szczęścia w naszym życiu zadecydował o jego losie…. zatem drogi pamiętniczku  zaczynamy!




 Poznajcie bohaterki całego zamieszania:

Zosia..zwana w domu Sofiją ur. październik 2013



oraz starsza siostra Maja ur. maj 2012